Znaleziono 0 artykułów
06.09.2025

„Głos Hind Rajab” o Strefie Gazy zebrał w Wenecji najdłuższe owacje

06.09.2025
„Głos Hind Rajab” w reżyserii Kaouther Ben Hani dostał rekordowe owacje na festiwalu w Wenecji (Fot. materiały prasowe)

Czasami w mroku kinowej sali potrafi wybrzmieć najgłębsza z prawd. W tym roku w Wenecji wypowiedziana została ona głosem zamordowanej sześciolatki. Ciszę, którą pozostawiła po sobie Hind Rajab, uhonorowano najdłuższymi w historii festiwalu, blisko dwudziestoczterominutowymi brawami.

Kiedy w Sali Darsena – jednej z dwóch największych na festiwalu – jeszcze po ciemku ruszają napisy końcowe, zaczyna się gwar. Dziennikarze w pośpiechu chwytają torby, wyciągają telefony, głośno rozmawiają, ustawiają się w kolejce do wyjścia. Wzywają kolejne obowiązki, w końcu festiwalowy harmonogram jest bezlitosny.

Jednak w środowy poranek, gdy na ciemnym ekranie pojawiły się kończące seans podpisy, sala była jakby w półśnie, panowała cisza. Nikomu nie spieszyło się, by wstać, być może dlatego, że spora część dziennikarzy była zajęta ocieraniem łez. To była niezaplanowana minuta ciszy, milczący hołd. Przerwało go dopiero wściekłe kopnięcie w fotel i okrzyk po włosku: „Wolna Palestyna, do cholery!”.

„Głos Hind Rajab” Kaouther Ben Hani to manifest niezgody na działania Izraela (Fot. Saja Kilani)

Film „Głos Hind Rajab” napisało życie. Reżyserka zdradza, jak emocje towarzyszyły jej w trakcie tego długiego projektu

„Głos Hind Rajab” był niewątpliwie jedną z najbardziej wyczekiwanych premier w Wenecji. Obietnicę jakości dawało oczywiście nazwisko reżyserki Kaouther Ben Hani, Tunezyjki nominowanej do Oscara za „Cztery córki” (2024). Jednak przede wszystkim uwagę zwracała historia. Ben Hanię zainspirowały tragiczne losy sześcioletniej dziewczynki, która w styczniu 2024 roku zginęła w Gazie z rąk izraelskiej armii. Zanim się wykrwawiła, była świadkinią śmierci w męczarniach swoich najbliższych, z którymi wspólnie podróżowała. Przez wiele godzin rozmawiała przez telefon z wolontariuszami z Czerwonego Półksiężyca, muzułmańskiej organizacji charytatywnej, będącej częścią Międzynarodowego Ruchu Czerwonego Krzyża. Próbowano wysłać do niej pomoc, ale ambulans nigdy nie dojechał. Do ciał dotarto dopiero po kilkunastu dniach. W samochodzie, którym podróżowała z bliskimi Hind, było ponad 350 dziur po kulach. Upublicznione nagrania jej coraz cichszych nawoływań o pomoc stały się symbolem cierpienia wszystkich niewinnych ofiar izraelskiego okrucieństwa.

„Głos Hind Rajab” powstawał w niezwykle szybkim tempie. Podczas gdy w lutym 2024 roku Ben Hania była w środku oscarowej kampanii „Czterech córek”, zaraz miała zaczynać kolejny projekt – przygotowaniom do niego poświęciła ponad dekadę. Ale kiedy po raz pierwszy usłyszała głos Hind w radiu, podczas przesiadki na lotnisku w Los Angeles, zrozumiała, że on już z nią zostanie na zawsze. „Natychmiast poczułam mieszankę bezsilności i wszechogarniającego smutku. To była niemal fizjologiczna reakcja, jakby ziemia usunęła mi się spod stóp. Nie miałam wątpliwości, że muszę rzucić wszystko inne i zrobić ten film” – zdradza reżyserka. Kiedy czytam, jak opowiada o swoich emocjach, od których zaczął się ten projekt, wiem, że na nich też się skończył. Dokładnie to samo czuje widz, przez niespełna dwie godziny towarzyszący wolontariuszom z Czerwonego Półksiężyca w ich daremnej misji.

„Głos Hind Rajab” ukazuje przemoc Izraela w Strefie Gazy (Fot. Motaz Malhees)

Prawda, prostota, siła – przez empatyczne ukazanie tragicznego wydarzenia produkcja Ben Hani robi piorunujące wrażenie

Ben Hania wiedziała, że musi uchwycić na ekranie prawdę tego tragicznego doświadczenia. Spędziła długie godziny na rozmowach z matką Hind, Wissam Hamadą, i z wolontariuszami, którzy usiłowali uratować uwięzione pod izraelskimi lufami dziecko. „Słuchałam, płakałam i pisałam. Swoją historię utkałam wokół świadectw, wykorzystując prawdziwe nagrania głosu Hind, tworząc film, w którym wszystko rozgrywa się w jednym miejscu, a przemocy nigdy nie widać na ekranie” – komentuje twórczyni filmu. Cała akcja „Głosu Hind Rajab” rozgrywa się więc w biurze Czerwonego Półksiężyca działającego między innymi w roli dyspozytorni karetek. Jako widzowie jesteśmy tam od pierwszego sygnału o dziecku w potrzebie do ostatnich chwil, gdy w słuchawce zapada głucha cisza.

Wykorzystane w filmie autentyczne nagrania rozmów robią piorunujące wrażenie. Zestawienie wypowiadanych wysokim, dziecięcym głosikiem nawoływań o pomoc z dźwiękami gąsienic czołgów i ostrzału to nic innego jak odgłosy piekieł. Podobnie jak słuchanie wolontariuszki Rany (Saja Kilani) usiłującej dziecięcym językiem uspokoić Hind, kryjącą się w stosie podziurawionych od kul ciał bliskich. „Daj im spać, na pewno są bardzo zmęczeni” – mówi łagodnym głosem kobieta, choć z bezsilności i rozpaczy ma ochotę krzyczeć. Tych mikrokulminacji, wybuchów wściekłości, ale też rozpaczy jest w filmie wiele. Jak mogłoby ich nie być. „Kwestia życia i śmierci nigdy nie była bardziej pustym frazesem niż tu, gdzie niemal wszystko skazane jest na śmierć”.

Z czasem najmocniejszą bronią filmu staje się jego tempo, dopasowujące się do monotonnych, powtarzalnych, jałowych prób zorganizowania możliwości dojazdu dla karetki. Podnoszone i odkładane słuchawki telefonu, kolejne formalne wyboje, grzecznościowe formułki, które trzeba zachować, zaciskając z frustracji pięści – procedury obowiązują nieodwołalnie, choć przecież po drugiej stronie umiera dziecko.

Chciałoby się rzucić wszystko i biec, ale przecież koordynator całej akcji Ahmed (Amer Hlehel) odpowiada za życie wszystkich, nie tylko Hind. Aby bezpiecznie przedrzeć się przez gruzy, sanitariusze potrzebują precyzyjnie wyznaczonych tras, gwarancji bezpieczeństwa i stosu pozwoleń, także od izraelskich władz. Okrucieństwem poraża niepozorna scena, w której Ahmed rozrysowuje flamastrem wykres ukazujący, ile instancji musi zatwierdzić jeden kurs ratunkowy, aby ten mógł się przedostać do zamkniętej przez Izrael strefy.

„Głos Hind Rajab” na długo nie daje o sobie zapomnieć (Fot. Amer Hlehel)

„Świat, w którym nikt nie pomaga dziecku, to porażka nas wszystkich”. Seans „Głosu Hind Rajab” pozostaje w głowie i sercu widza na długo

Na samym początku seansu miałam w sobie jeszcze resztki krytyczki filmowej. Pamiętam, że sposób rozegrania sceny, w której wolontariusz Omar (Motaz Malhees) po odbyciu pierwszej rozmowy z Hind wstrząśnięty spaceruje po biurze, wydał mi się nieco teatralny, wręcz zmanierowany. Ale to rozszczelnienie emocji trwało dosłownie chwilę. Im dalej w akcję ratunkową, tym bliżej widz przywiera do bohaterów, tym mocniej czuje ich puls, oddech. Głos Hind rozbrzmiewa także w jego głowie.

Ben Hania świadomie zrezygnowała z pokazywania na ekranie okrucieństw wojny. „Okrutne obrazy są wszędzie: na naszych komputerach, wallach, telefonach. Ja chciałam skupić się na tym, co niewidzialne: na oczekiwaniu, na strachu, na nieznośnym dźwięku ciszy, gdy nie nadchodzi pomoc. Bywa, że to, co niewidoczne, potrafi uderzać najmocniej” – tłumaczyła. Jej słowa bolą w świecie, który znieczulił się na kolejne obrazy oderwanych przez bomby kończyn i zawiniętych w całuny maleńkich ciał. „To nie jest tylko film o Gazie. To film o uniwersalnej żałobie. Ja nie umiem zaakceptować świata, w którym dziecko błaga o pomoc, ale nikt nie przychodzi. Ten ból, ta porażka należą do nas wszystkich” – dodaje.

Blisko końca pośród nagrań odzywa się też głos mamy Hind, Wissam Hamady. Wolontariusze łączą ją z coraz słabszą córką. „Kocham cię, kocham cię najbardziej na świecie” – słyszy w słuchawce dziewczynka. Te wypowiadane codziennie przez miliony rodziców na świecie słowa pośród palestyńskich gruzów brzmią inaczej – to ukojenie w chwili największego przerażenia, czułe ostatnie pożegnanie. „Mam nadzieję, że ten film pomoże zatrzymać tę destrukcyjną wojnę i uratować inne dzieci z Gazy” – powiedziała przed premierą Francuskiej Agencji Prasowej Hamada.

W ostatnich tygodniach do filmu w roli producentów wykonawczych dołączali kolejni prominentni ludzie filmu – Brad Pitt, Alfonso Cuarón, Jonathan Glazer, Rooney Mara i Joaquin Phoenix wsparli swoją obecnością twórców podczas premiery, a Tunezja już wybrała „Głos…” jako swojego kandydata do przyszłorocznych Oscarów.

Głosu Hind Rajab już nikt nie uciszy, będzie wybrzmiewał coraz głośniej, we wszystkich zakątkach świata. Tylko że zamiast być męczenniczką i bohaterką nagradzanego filmu, Hind powinna żyć. Bawić się na placu zabaw z młodszym bratem, przytulać do mamy. Jak każde dziecko na świecie, zniszczonym przez wojny dorosłych.

Wszystkie cytaty w tekście pochodzą z materiałów prasowych Biennale di Venezia.

Anna Tatarska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Głos Hind Rajab” o Strefie Gazy zebrał w Wenecji najdłuższe owacje
Proszę czekać..
Zamknij