Grupa Boyhood buduje męską wspólnotę, czerpiąc z siostrzeństwa

Rozmawiamy z Hubertem Górką, współzałożycielem grupy Boyhood, która tworzy przestrzeń dla mężczyzn gotowych na zmianę, o tym, dlaczego warto inspirować się siostrzeństwem, czemu męskość nie powinna być jednowymiarowa i jak otworzyć się na emocje bez lęku przed oceną.
Podobno do stworzenia Boyhood zainspirowała was idea siostrzeństwa. Czy korzystacie z pojęcia feministycznego, bo braterstwo niesie negatywne konotacje?
Wcześniej mieszkałem w Poznaniu, gdzie prężnie działa Local Girls Movement, lokalna społeczność w duchu siostrzeństwa. Niektóre ze spotkań i warsztatów dedykowane są również facetom. Zaangażowałem się. Pamiętam, że któregoś razu organizatorki powiedziały: „Słuchaj, Hubert, chłopaki pytają, czemu nikt nie mówi o męskości, czemu nie ma takiej inicjatywy dla facetów”. Dało mi to do myślenia. Zacząłem zgłębiać temat i zauważyłem, że faktycznie jest przestrzeń do zagospodarowania.
Zauważ, że idea siostrzeństwa działa na wielu płaszczyznach.
Jakich?
Na comiesięczne spotkania Local Girls Movement przychodzą kobiety, które chcą poczuć wspólnotę, wymienić się doświadczeniami i – co bardzo ważne – poleceniami. To jest dla nich naturalne, że kobieta kobiecie poleca lekarza, nawet tak intymnego jak ginekolog, albo specjalistę typu psychiatra czy psycholog. Sam nigdy nie przeprowadziłem z kolegami rozmowy w stylu: „Ej, znasz dobrego urologa?”. Jak już pytałem, to raczej odpowiadali: „A powinniśmy do niego chodzić?”. Więc na wielu poziomach to siostrzeństwo świetnie funkcjonuje – jako wsparcie, wymiana doświadczeń, rozmowa o poglądach, problemach czy trudnych emocjach. Kobiety nie mają oporów, żeby o tym rozmawiać.
Są też takie praktyczne rozwiązania, jak Uber dla kobiet czy akcje bezpiecznego powrotu do domu. Sama obecność innych kobiet daje im poczucie bezpieczeństwa. A ja? Czy czuję się komfortowo, będąc w grupie 10 mężczyzn? Raczej nie, prędzej kojarzy mi się to z zagrożeniem niż z bezpieczeństwem.

Z czym kojarzy ci się braterstwo?
Braterstwo krwi, rywalizacja, zamknięte męskie środowisko. W Polsce braterstwo często jest jak zbroja, którą trudno zdjąć, by móc dotrzeć do tego, co się pod nią znajduje – do wrażliwego, „prawdziwego” mężczyzny. Ale on tam jest! Zadaniem Boyhood jest właśnie zaproponowanie technik, metod, spotkań, które pomogą tę zbroję choć na chwilę odłożyć.
Dlatego inspirujemy się ideą siostrzeństwa. Tworzymy przestrzeń dla mężczyzn, miejsce na rozwój emocjonalny, naukę odpowiedzialności wobec siebie i innych, ale bez tych toksycznych schematów. Bo siostrzeństwo to w gruncie rzeczy też partnerstwo. To my – kobiety i mężczyźni – musimy iść ramię w ramię, żeby osiągnąć równowagę i balans. Wierzymy, że tak może wyglądać także współczesne braterstwo.

Co czerpiecie z ruchu feministycznego?
Obecnie przekaz kierowany do dziewczyn z mediów jest jasny – możesz być, kim chcesz. Nie musisz być kurą domową, nie musisz być żoną i matką. Możesz być szefową korporacji, spełniać się w roli rodzica, możesz samotnie podróżować po świecie, robić dokładnie to, na co masz ochotę. Szukając wzorców męskości, odbijamy się od ściany. Facet to ten, co zarabia pieniądze, jest białym kołnierzykiem w korporacji, głową rodziny. Ma być silny, twardy, nastawiony na rywalizację.
Gdzie wzorzec mężczyzny wrażliwego, zainteresowanego sztuką, takiego, który może wcale nie chce mieć rodziny albo po prostu żyje inaczej? Dużo trudniej obecnie o takie przedstawienie mężczyzn. Jeśli mężczyzna próbuje wyjść poza schemat macho, pokazuje się od wrażliwszej strony, bardzo często spotyka się z brakiem akceptacji.
Jak definiujecie męskość?
Nie mamy jednej definicji. Męskość to nas dla nie garnitur w jednym rozmiarze, tylko cała garderoba, w której każdy może znaleźć coś dla siebie. Natomiast na samym początku działania Boyhood zadaliśmy sobie pytanie, jakiego obrazu męskości nam brakuje. Odpowiedzieliśmy jednoznacznie: nie dostrzegamy obrazu wrażliwego mężczyzny. Brakuje też narracji o ojcostwie – od samego przygotowania do tej roli przez wychowanie dziecka aż po obecność ojca w jego codzienności. Brakuje rozmów mężczyzn o zdrowiu – i tym seksualnym, i psychicznym. Wreszcie odczuwamy również niedosyt rozmów o relacjach między samymi mężczyznami: jak one mogą wyglądać, jak mogą być głębokie i emocjonalne.
Potrzebujemy obrazu męskości autentycznej, zrównoważonej. Takiej, w której facet nie musi być tylko odważny i odpowiedzialny, ale może być też wrażliwy, empatyczny, świadomy swoich emocji. Ma przestrzeń na popełnianie błędów. Tymczasem w mediach wciąż dominuje narracja: męskość to dominacja, agresja, sukces materialny. Mało jest przestrzeni na mężczyznę, który potrafi przyznać się do słabości, poprosić o pomoc, chce budować bliskie relacje, czerpać satysfakcję z bycia tatą czy działań twórczych.

Na IG piszecie, że jeśli faceci wyrażają emocje, to przez ironię, żart…
Tak, humor jest wentylem bezpieczeństwa. Często jest tak, że chcesz powiedzieć coś serio, coś naprawdę ważnego, ale musisz to ubrać w formę, która cię nie naraża na ocenę. Więc ironizujesz. I zawsze jeśli ktoś się przyczepi, możesz się wycofać: „Przecież to tylko żart”.
Spotkałem już mnóstwo takich sytuacji. Chcesz zapytać kumpla, jak się czuje po zerwaniu z dziewczyną. Ale nie powiesz tego wprost. Powiesz to półżartem: „A ty co, masz złamane serce?”. I niby jest w tym troska, ale jednocześnie trochę dezaprobaty, trochę kpiny. Jeśli odpowie: „Nie no, co ty, nie przejmuję się”, to temat się zamyka. A jeśli faktycznie coś przeżywa, to i tak woli to schować, niż ryzykować ocenę.
Dane pokazują, że mężczyźni w 42% rozmów są gotowi mówić o emocjach, ale głównie o tych pozytywnych. O tych trudniejszych, związanych z lękiem czy smutkiem, otwarcie mówi tylko 31%. Inne badanie pokazuje, że 24% facetów w Polsce uważa, że prawdziwemu mężczyźnie nie wypada płakać.
Męskie emocje, które są „dozwolone”, to raczej te z kategorii złości. One mieszczą się w schemacie „męskości”. Ale kiedy pojawiają się ból, smutek, lęk – to najczęściej przerzucamy je na coś innego. Idziemy na siłownię, rozładowujemy napięcie fizycznie. Jasne, ciało trochę odpuści, ale głowa i tak będzie to wszystko mielić dalej. Nie rozmawiamy.
Jak zamierzacie trafić poza własną bańkę?
Myślę, że to w ogóle problem wielu organizacji pozarządowych – często mówimy głównie do „swoich”, do ludzi, którzy i tak przybiją nam piątkę. Największym wyzwaniem jest dotarcie do tych, którzy są w tzw. manosferze. To trudne, bo wielu mężczyzn trafia tam z poczucia niezrozumienia, z bycia atakowanymi.
Dlatego my – w internecie, ale i podczas warsztatów oraz spotkań – staramy się nie mówić o polityce partyjnej i politycznych sporach, nie wchodzić w kłótnie ideologiczne, nie moralizować. Faceci już tyle razy słyszeli: „Powinieneś być taki, a nie inny”, że uciekają od tego tonu. My wolimy pokazać inną drogę – przez przykład, przez opowieść. Pokazać, że odpowiedzialność, empatia czy wrażliwość są w każdym mężczyźnie, że to nie słabość, ale ogromna siła. Bo przecież to właśnie pomaga w relacjach, w karierze, w rodzinie.
Może dzisiejszemu facetowi brakuje autorytetów. Dostrzegacie kryzys w tym aspekcie?
Na pewno dziś mamy kryzys autorytetów. Kiedy myślę o autorytecie, to tym naturalnym jest ojciec. To on jest pierwszym modelem męskości. A jednak w Polsce 25% dzieci wychowuje się bez ojca – z powodu rozwodów, migracji, śmierci, chorób psychicznych, uzależnień czy alkoholizmu. Brak tej figury mocno utrudnia budowanie tożsamości, poczucia wartości, sposobu reagowania w trudnych sytuacjach. Wtedy szuka się innych autorytetów – często chaotycznie, bezrefleksyjnie, czasem w złych miejscach. Chcemy podejść do tematu inaczej.
W jaki sposób?
Nie dajemy jednego „idealnego” autorytetu współczesnej męskości. Chcemy raczej uczyć krytycznego patrzenia: każdy człowiek ma swoje jasne i ciemne strony. I warto przyglądać się obydwu, wyciągać lekcje z sukcesów, ale i z błędów. Pokazujemy męskość różnorodną, bo tak rozumiemy budowanie współczesnych autorytetów – nie zachęcamy do bezkrytycznego kopiowania konkretnego wzoru, ale pokazujemy szereg inspiracji, z których każdy może wyciągnąć coś dla siebie.
Dla niektórych autorytetem mogą być Sławomir Mentzen i inni członkowie Konfederacji…
Tak, dlatego – wracając do pytania o trafianie poza własną bańkę – mamy nadzieję, że choćby jedno zdanie, jakiś przykład zostanie komuś w głowie. Nawet jeśli ktoś na zewnątrz krzyczy prawicowe hasła czy wspiera konserwatywne rozwiązania, to przecież ma życie rodzinne, emocje. Zadaje pytania: „Jak być ojcem?”, „Jak tworzyć bliskie relacje z rodziną?”, „Jak być bardziej empatycznym człowiekiem?”. To nie są ludzie wyłączeni z emocji, tylko często kierowani w stronę, która podsuwa proste odpowiedzi: „To feministki są winne”. A w środku i tak zostaje samotność lub niezrozumienie.
Nawet jeśli nie dotrzemy bezpośrednio do facetów z szeroko rozumianej manosfery, liczymy na to, że może ich partnerka, siostra, mama czy przyjaciółka pokażą im nasze działania, które ich poruszą. Tworzymy przestrzeń, w której nikt nie powie mężczyźnie: „Musisz się zmienić, musisz myśleć inaczej”. Raczej zachęcamy do zadawania pytań albo przysłuchiwania się historii innych.
Jakie to historie?
Na przykład z terapii. Na początku myślałem: „Kto się odważy podzielić takim doświadczeniem? Przecież faceci nie otwierają się tak łatwo”. A po pierwszym poście „zachęcającym” zgłosiło się kilku facetów, którzy też chcieli opowiedzieć o swoich gabinetowych przeżyciach. Dlatego w Boyhood działamy metodą małych kroków. Eksperymentujemy z treściami, próbujemy różnych form, bo wierzymy, że stopniowo buduje się przestrzeń, w której mężczyzna może sam odkryć, że „zdrowa” męskość daje satysfakcję, spełnienie i wolność.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.